Od dawna wyczekiwany wpis w końcu ujrzał światło dzienne.
Z racji tego, że ostatnio pokazywałam Wam swój ostatni zakup za więcej niż zwykle to pomyślałam, że świetnie będzie poruszyć tutaj temat zarówno zakupów jak i jakości premium. Myśląc o tym wpisie postanowiłam, że zawrę w nim wszystkie te kwestie, które uważam za bardzo ważne. Tak też herbata czy kawa w dłoń i zabieramy się za czytanie.
Tak, wiem - ostatnio jestem tutaj mniej aktywna i niestety, wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze, mam troszkę mniej czasu niż dotychczas, ponieważ zaczął się rok akademicki oraz więcej pracuje. A po drugie, ostatnio mam jakieś rozkminy na temat bloga i Insta, ale o tym pogadam innym razem. Mimo moich rozterek wiedzcie, że bloga nie opuszczam tylko po prostu wpisy będą pojawiać się rzadziej, ale to tylko przez chwilkę.
Dobra a teraz do rzeczy. Dziś mam dla Was recenzję produktu, który jest mistrzem świata w swojej kategorii.
Kupuję go non-stop i nie wyobrażam sobie porannej pielęgnacji bez tego produktu. Mowa tutaj o esencji w lekkiej mgiełce od MIYA Cosmetics.
Nie żebym chwilę temu pisała wpis o ulubieńcach sierpnia a tutaj już przyszedł czas na kolejny wpis z tej serii. Tym razem ulubieńcy są bardzo przewidywalni i nie ma w tym nic dziwnego, że to właśnie te produkty tutaj trafiły. We wrześniu używałam prawie dzień w dzień tego samego i choć wiele z tych produktów znacie to te które pojawiły się tutaj są dla mnie nowościami, które pokochałam. No to co? Przechodzimy do rzeczy!
Ociepanie! Recenzji palety cienii to na tym blogu nie było od dobrego roku jak nie od dwóch lat. Tak prawdę mówiąc to kręta jest ta moja makijażowa droga. Tak jak czuję się pewnie w konturowaniu czy rozświetlaniu, czy nawet przy robieniu brwi tak jak przychodzi do makijażu oka to czuję się ultra niepewnie. Dopiero niedawno przełamałam się by wrzucać więcej makijaży na Instagram i to nawet tych, których na 100% pewna nie jestem. No najważniejszy jest Wasz feedback, no ale do rzeczy - wybierając pierwszą paletę od dawna skusiłam się właśnie na tę od Revolution Soph X.
Dziś mija ponad tydzień od premiery kosmetyków Rihanny w Polsce. I powiem co Wam powiem, ale była to jedna z gorętszych premier w tym roku. Perfumeria Sephora wie jak rozgrzać i spowodować, że większość z Nas oszaleje na punkcie nowej marki w ich asortymencie. No ja oszalałam i przyznaje się do tego bez bicia. Czekałam na dzień w którym te oto cudowności wpadną w moje ręce i jak tylko pojawiły się stacjonarnie to od razu jechałam na zakupy. Kupiłąm trzy rzeczy i dziś opowiem Wam o moich pierwszych wrażeniach odnośnie tych właśnie kosmetyków.
Ależ ja się długo zbierałam żeby wrzucić tych ulubieńców sierpnia. Powiem Wam szczerze, że długo zastanawiałam się nad wyborem produktów, bo jakoś za wszelką cenę chciałam się skupić na kolorówce. I o tyle o ile jeden produkt naprawdę skradł moje serce to nic innego z kolorówki nie zasługiwało na miano ulubieńca. Dopiero przypadkiem podczas porannej pielęgnacji zdałam sobie sprawę, że to właśnie pielęgnacja w sierpniu odgrywała bardzo ważną rolę i stąd aż dwa produkty z tej kategorii. No to co? Jedziemy!
No i mamy wrzesień. Miesiąc, który swoim początkiem oficjalnie zakończył lato. Szczerze nad tym ubolewam, bo jednak jestem z tych, które kochają upały i ten taki letni chill. Niestety, fakty są takie, że czas przygotować się na chłodniejszą pogodę i to właśnie na tym skupi się moja jesienna wishlist. Dziś będziemy bardziej w modowym temacie niżeli w kosmetycznym, bo u mnie kosmetyki to sprawa bieżąca także wiecie. I już bez zbędnego gadania chodźcie zobaczyć czego mi trzeba na jesień i bez czego nie będzie tegorocznej jesieni.
Oho, jak dawno nie było wpisu z serii pomadkowej. Dobry miesiąc temu pojawił się wpis odnośnie ulubionej czerwieni w formie klasycznej szminki. Oczywiście mówiłam o Ruby Woo, więc jeżeli ktoś nie czytał jeszcze tamtego wpisu to odsyłam
TUTAJ. Dzisiaj opowiem Wam o pomadce, której cena nie przekracza 20zł, fajnie co nie?
A mowa tutaj o nowej serii matowych pomadek od Golden Rose, Soft&Matte w kolorze 114.
Długa kąpiel czy szybki prysznic na początek bądź na koniec dnia to coś wspaniałego. Jednakże bez umilaczy takich jak np. dobry żel pod prysznic to nie jest to samo. To właśnie te umilacze sprawiają, że kąpiel staje się wyjątkowa i możemy się zrelaksować. Dziś opowiem Wam o dwóch produktach do pielęgnacji ciała pod prysznicem oraz o jednym, który chroni przed potem w upalne dni. Zatem przedstawiam Wam trójkę wspaniałych, czyli produkty marki Roge Cavailles.
Parę dni temu byłam we Wrocławiu na dwa dni i planując cały wyjazd z moim K wiedzieliśmy, że chcemy ten czas wykorzystać na maksa. Głównym celem Naszego wyjazdu był odpoczynek, dobre jedzenie i alkohol - także jeżeli macie mniej niż 18 lat to nie czytajcie dalej :D W ciągu tych dwóch dni chcieliśmy oderwać się od codzienności i po prostu sobie pofolgować. Dlatego też dziś mam dla Was listę topowych miejsc, które koniecznie musicie odwiedzić będąc we Wrocku. Nie będzie tutaj stricte miejsc do zwiedzania, dziś skupiam się na restauracjach, barach i takich tam.
Parę dni temu przywitaliśmy sierpirń dlatego też czas najwyższy na ulubieńców poprzedniego miesiąca. Muszę Wam od razu powiedzieć, że nie będą oni jacyś zaskakujący, ponieważ prawie każdego dnia mój makijaż był wykonany tymi samymi kosmetykami. Ale w sumie to właśnie świadczy o tym, że naprawdę lubię te produkty i nie miałam ochoty sięgać po coś innego. Tym razem w ulubieńcach pojawia się sama kolorówka, ale obiecuje że w sierpniu pojawi się pielęgnacja bo testuje dużo fajnych rzeczy. No a teraz do rzeczy!
Olejek konopny, czy to nie brzmi ciekawie? Otóż brzmi i powiem Wam szczerze, że jak otrzymałam paczkę z tym produktem to byłam nieźle zdziwiona. Ale to przez moją przypadłość do głupich skojarzeń. Tak czy siak, trzeba było się wziąć za testowanie tego produktu i ta z Was, która mnie obserwuje na Instagramie wie jakie było moje pierwsze wrażenie. I dziś po trzech tygodniach codziennego stosowania przyszedł czas na jego recenzję. A tym z Was, które mnie nie śledzą na Insta przedstawia
olejek konopny marki Efektima.
Zanim cokolwiek Wam opowiem o moim ostatnim torebkowym zakupie, musicie sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie:
Czy warto wydać ponad tysiąc złotych na torebkę? Jeżeli odpowiedziałyście
TAK, to ten wpis jest w 100% dla Was a jeżeli odpowiedziałyście
NIE to również ten wpis jest dla Was, tak po prostu z ciekawości. W ankiecie na moim Insta,
klik, znaczna większość chciała dowiedzieć się więcej na temat torebki dlatego też postanowiłam przygotować ten oto wpis.
Robiąc porządki w swoich kosmetykach napotkałam kilka produktów, które spokojnie mogą nosić miano zamiennika. W związku z tym poszperałam troszkę na swoim blogu i zdałam sobie sprawę, że nigdy nie pojawił się tutaj wpis tego typu. Dlatego też dziś się to zmienia i co jakiś czas przyjdę i opowiem Wam o czymś co jest tańsze i niemalże identyczne jak droższy oryginalny produkt. No i oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie rozpoczęła
tej serii od pomadki.
Dziś będzie niekosmetycznie, a to dlatego, że chciałabym sobie z Wami porozmawiać o różnych sprawach. O tym co mnie motywuje, co sprawia, że jest mnie tutaj mniej i dlaczego coraz częściej zdarza mi się pomijać jakieś publikacje wpisów. Ostatnio nie jest wcale łatwo, na co broń Boże nie narzekam, ale chcę Wam po prostu poopowiadać co u mnie się aktualnie dzieje, że jest tak a nie inaczej.
Szczerze powiedziawszy temat tuszy do rzęs jest mi najmniej bliski i chyba jest to najmniej lubiana przeze mnie kategoria to testowania produktów. Niemniej jednak, zdarzyło mi się testować różne tuszy do rzęs i póki co nic nie wygryzło moich ulubieńców w przedziale cenowym powyżej stówki. Dziś opowiem Wam o dwóch tuszach do rzęs, które kupuje non stop i na które totalnie nie szkoda mi pieniędzy, bo są warte swojej ceny i tyle.
Jeżeli byście zapytały mnie o najlepsze matowe pomadki w sztyfcie to bez wahania odpowiedziałabym, że takowe ma MAC Cosmetics. Dla mnie ich matowa formuła jest najlepsza i jeżeli mam sięgnąć po coś matowego, ale w wersji standardowej to sięgam po coś z MAC. I dokładnie tak samo jest z czerwienią. Dziś przy okazji serii #LipsOnFleek opowiem Wam o mojej ulubionej czerwieni w sztyfcie, czyli o niezastąpionej Ruby Woo.
Czerwiec dobiegł końca i połowę roku mamy już na boku. Ja wiem, że to co teraz powiem jest banalne, ale muszę - jak ten czas zapieprza. Ani się człowiek nie obejrzy a już koniec dnia, tygodnia czy miesiąca. Chociaż z jednej strony to dobrze, bo przychodzi czas na ulubieńców. Tym razem mam dla Was cztery produkty, które w czerwcu królowały i z tego właśnie powodu pojawiają się w dzisiejszym poście.
Moja miłość do rozświetlaczy trwa w najlepsze. Uwielbiam dobry glow i na pewno każda z Was już o tym doskonale wie. I jestem w stanie założyć się, że nie tylko ja lubię dobry błysk i wiele z Was nakłada tonę rozświetlacza i nie widzi w tym nic złego. No bo w końcu jak glow to tylko ten kontrolowany. Dlatego dziś opowiem Wam o rozświetlaczu, na którego miałam już dawno ochotę, ale jakoś szkoda mi było wydać pieniądze. Jednakże jakoś chwilę temu pojawiła się jego mini wersja i moje wątpliwości się skończyły. Od tamtego momentu rozświetlacz marki Becca w odcieniu Moonstone jest mój.
Miesiąc temu pisałam Wam o pomysłach na prezenty dla Mam, dlatego też w tym miesiącu nie możemy zapomnieć o Tatusiach. W końcu bez nich również Nas by nie było. Moje propozycje prezentowe, znowu, nie są jakieś ultra odkrywcze, ale myślę że najprostsze rozwiązania mogą okazać się najlepsze. Tym bardziej, że do Dnia Ojca zostało kilka dni i może ktoś z Was jeszcze nie kupił prezentu tu a nuż te propozycje się sprawdzą. Swoją drogą jest to mój pierwszy wpis odnośnie sfery męskiej, no ale czemu nie.
Krem pod oczy to temat rzeka. Rynek kosmetyczny oferuje nam całą gamę kremów pod oczy, czy to nawilżających czy to redukujących cienie czy też inne przypadłości. Ja jednak lubię te nawilżające, bo sprawdzają się świetnie zarówno w dzień jak i w nocy. Gdy denkowałam słynny krem z awokado z Kiehl's to wiedziałam, że muszę znaleźć coś podobnego w niższej cenie, bo jednak 180zł to bardzo dużo. I tak się złożyło, że sporo z Was poleciło mi krem marki Nacomi (15ml). I tak zaczęła się nasza wspólna droga.
W poniedziałek zapytałam Was na Instagramie czy chcielibyście wpis odnośnie mojej letniej wishlist i zdecydowana większość była za, dlatego też dziś pokażę Wam na co zamierzam się skusić w wakacje. Od dwóch dni cieszę się wolnym od uczelni i mogę na chwilę zapomnieć o nauce i rzeczach związanymi ze studiami. A żeby wynagrodzić sobie ciężki rok akademicki postanowiłam skusić się na kilka rzeczy do których wzdycham od dawna a jakoś wydać na nie nie potrafię. A znając siebie ze chciejlistą pójdzie mi łatwiej i sprawniej.
Okularnicą być. Od wielu lat muszę nosić okulary i aktualnie mogę Wam śmiało powiedzieć, że nie wyobrażam sobie życia bez nich na nosie. I nie chodzi tutaj o to, że bez nich gorzej widzę tylko chodzi tutaj o element czysto modowy. Uważam, że okulary dodają tego czegoś a w moim przypadku są elementem codziennego outfitu. I aktualnie posiadam sześć różnych par, które noszę w zależności od humoru, stylówki czy makijażu. A w tym tygodniu przywitałam w swojej kolekcji dwie nowe pary, które kupiłam na stronie internetowej Firmoo. I to właśnie dziś Wam opowiem czy warto skusić się na okulary z Chin.
Ręka do góry, która z Was nie lubi marmuru? No właśnie. Podejrzewam, że spora część z Was jest w teamie marmuru. Sama uwielbiam ten efekt na zdjęciach, a w połączeniu ze złotem robi się jeszcze lepiej.
I to właśnie połączenie wykorzystała marka Donegal przy tworzeniu nowej serii pędzli zwanej QAL. Piękne marmurowe trzonki, złota skuwka.... ale nie zapominajmy o ich przeznaczeniu, mają się nadawać do makijażu. I czy tak jest opowiem Wam w dzisiejszym wpisie.
W tamtym miesiącu przy okazji serii #LipsOnFleek opowiadałam Wam o pomadce marki Eveline, dlatego też tym razem mam coś z wyższego przedziału cenowego. Dziś pogadam do Was o jakże nietypowej i trudnej czerwieni jaką jest Nahz Fur Atoo od Kat Von D. Z reguły kocham każdą czerwoną pomadkę, ale z tą mam ewidentnie love hate relationship. I w zasadzie jest to dziwne, bo resztę pomadek od Kat kocham, dlatego też pomyślałam, że warto Wam o tym konkretnym kolorze opowiedzieć.
Może i jest to banalne powiedzenie, ale muszę to powiedzieć: Jak ten czas zapieprza. Jeszcze chwilę temu cieszyłam się z weekendu majowego a za chwilę będzie trzeba powitać czerwiec. Z jednej strony się cieszę, bo wakacje a z drugiej nie bo muszę pewne rzeczy ogarnąć a nie zawsze ma się na to tyle czasu ile by się chciało mieć. Domyślam się, że część z Was też tak się czuje i doskonale wie o czym mówię.
No, ale czas opowiedzieć Wam o moich trzech ulubieńcach, którzy naprawdę podbili moje serce w tym miesiącu.
Czym dla Was jest TLEN? Dla mnie bez wątpienia jest to coś bez czego nie bylibyśmy w stanie żyć. Co ciekawe, tlen może być wykorzystywany nie tylko do oddychania, ale także w kosmetykach, a dokładniej w pielęgnacji. Tę innowacyjną tlenową formułę wprowadza marka O2 Skin, która bez dwóch zdań jest nową marką na rynku. Jakiś czas temu mówiłam Wam, że na Meet Beauty otrzymałam prawie całą serię kosmetyków od O2 Skin i dziś na pierwszy ogień idzie ich serum tlenowe, czyli
Oxygen Water.
Od jakiegoś czasu lepiej sprawują mi się gąbeczki do nakładania podkładu niżeli pędzle. A pamiętacie jak zarzekłam się jak bardzo jestem po stronie pędzli i gąbki są nie dla mnie? Kobieta zmienną jest i to nawet w tej kwestii. Dziś opowiem Wam o gąbeczce marki Sigma Beauty, która jest totalnie nietypowa i zrobiła na mnie duże wrażenie. 3DHD Blender to bez lateksowa gąbka, która zaskakuje swoim kształtem. A czy jakością też?
Dzień Matki to bez wątpienia bardzo ważny dzień w roku. To dzień, w którym każda Mama może poczuć się jeszcze bardziej wyjątkowo niż na co dzień. I choć staram się okazywać mojej Mamie miłość i wsparcie każdego dnia to czasem jest ciężko by wszystko było super kolorowe. Dlatego też tego 26-ego maja dokładam wszelkich starań by to był
JEJ dzień. A żeby wszystko było idealne to bez prezentu nie może się obyć i właśnie z tym dziś do Was przychodzę. Mam dla Was cztery pomysły na prezenty dla Waszych Mam, które wydają mi się być najlepsze.
|
Kartka pochodzi z bloga: Simplife.pl |
Zacznijmy od podstawowego pytania: Czy znacie markę MIYO? Jeżeli tak, to z czym Wam się ona kojarzy. Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi, bo za chwilę sama Wam powiem swoje skojarzenie. Dla mnie marka MIYO, a właściwie - My Individuality Your Obsession - to coś co kojarzy mi się tylko i wyłącznie z kosmetykami z osiedlowego sklepu. Poważnie, odkąd pamiętam MIYO można było znaleźć tylko w tym jednym sklepie i pamiętam też, że zawsze po coś sięgałam przy okazji zakupów, bo wszystkie produkty były tanie. Jednakże, będąc na Meet Beauty otrzymałam od marki dwa produkty, pomadkę i rozświetlacz, i dziś pogadam Wam troszkę o rozświetlaczu, bo jest o czym mówić!
Niestety, nie możliwa jest sytuacja w której każdy kosmetyk sprawdzałby się u każdego człowieka. I tak się złożyło, że tym razem przychodzę sobie odrobinę ponarzekać na dwa kosmetyki, które u mnie się totalnie nie sprawdziły. Wiecie, pół biedy gdy są to tanie kosmetyki czy tam próbki, ale kiedy każdy z nich kosztuje więcej niż 100zł a jest zachwalany to można się troszkę wkurzyć. No może nie tyle co wkurzyć, ale na pewno rozczarować. I tak właśnie ja się obecnie czuje, dlatego też bez zbędnego gadania poznajcie sprawców tego uczucia.
Czas na kolejny wpis z serii
#LipsOnFleek i tym razem przeskakujemy do niskiej półki cenowej, ale wcale nie gorszej od tej droższej. Dziś przyjrzymy się kolejnej czerwonej pomadce i sprawdzimy czy warto ją sobie sprawić. Prawdę mówiąc, to przez jedną z Was skusiłam się na akurat ten produkt do ust i powiem Wam, że to był dobry zakup.
A mowa tutaj o zestawie do malowania ust od Eveline Cosmetics - OH MY LIPS!
Moja przygoda z tonikami zaczęła się, niestety, dość późno. I powiem Wam szczerze, że na początku totalnie się zniechęciłam. Wiecznie trafiałam na coś co zamiast pomagać mojej skórze, rujnowało ją. Dodatkowo krew mnie zalewała, gdy producent zapewniał, że tonik jest bez alkoholu a wystarczyło tylko spojrzeć na skład. No i wszystko było jasne. Jednakże w końcu trafiłam na tonik, który jest moim must have i nie wyobrażam sobie mojej wieczornej pielęgnacji bez niego. Glow Tonic od Pixi to mistrzostwo świata, nie żartuję.
Kwiecień dobiega końca, a wraz z końcem miesiąca czas na ulubieńców. Kwiecień przeminął bardzo szybko i nawet nie wiem kiedy dobiliśmy do końca, a już za chwilę będziemy cieszyć się majówką. Wybierając rzeczy do ulubieńców zdałam sobie sprawę, że ten miesiąc minął pod znakiem czerwonych ust, bo aż dwie czerwone pomadki tutaj się pojawią. W sumie, nie jest to jakieś zaskoczenie dla Was, prawda? ;)
Choć na Instagramie już Wam wspominałam co nie co na temat wrażeń po Meet Beauty to pomyślałam, że wpis na blogu będzie świetnym podsumowaniem całego wydarzenia. To już czwarta edycja Meet Beauty Conference, ale za to pierwsza w której ja brałam udział. Muszę przyznać, że jest to dla mnie osobisty sukces poświadczający mój rozwój w dziedzinie Beauty. I zanim opowiem Wam więcej o samej konferencji to jeszcze raz chciałabym podziękować za możliwość bycia tam pośród wspaniałych ludzi.
Dziś nieco uciekniemy od tematyki beauty i skupimy się przez chwilę na blogowaniu. Ostatnio pytałam Was na Instagramie czy chcecie taki wpis i zdecydowana większość była za, dlatego też dziś opowiem Wam trochę o tym co do tej pory dało mi blogowanie. Muszę przyznać, że kiedy siadłam do przygotowywania tego wpisu to stwierdziłam, że już od dłuższego czasu prowadzenie bloga jest nie tylko odskocznią od codzienności, ale integralną częścią mojego życia bez której mnie po prostu nie ma.
Dziś jest ostatni dzień promocji -55% w Rossmannie i przyszedł czas na podsumowanie nie tylko zakupów, ale wrażeń odnośnie zmodyfikowanej wersji popularnej już promocji. Od dawien dawna promocja była dla wszystkich a tym razem Rossmann postanowił zrobić ją tylko dla klubowiczów. Czy to jest fair? Co więcej, na tydzień przed oficjalnym rozpoczęciem promocji część klientów dostała "przepustkę" do zrobienia zakupów wcześniej niż inni. Czy to jest fajne?
Nigdy nie sądziłam, że coś się u mnie zmieni w temacie pielęgnacji włosów. Od stu lat myłam włosy tym samym szamponem i nie wierzyłam, że coś może wywołać zaskoczenie na mojej twarzy. Jednakże jakiś czas temu podjęłam współpracę z marką BasicLab i otrzymałam do testowania szampony, które totalnie zmieniły mój punkt widzenia. Nie dość, że odkryłam wspaniałe naturalne produkty to dodatkowo zainteresowałam się tematem włosowym co okazało się być bardzo ciekawe.
Dobre rozświetlnie to coś co każda sroka lubi najbardziej. Nie ukrywam, że należę do tej grupy i dla mnie każda okazja jest dobra by nawalić sobie rozświetlacza na szczyty kości policzkowych. Dlatego dziś opowiem Wam o palecie rozświetlaczy od samej Królowej w tej kategorii, czyli od Anastasia Beverly Hills. Każda fanka rozświetlenia wie, że rozświetlacze wychodzące spod jej ręki to czyste lustro i piękny glow, ale czy aby na pewno każde rozświetlacze takie są? Dziś opowiem Wam o palecie Glow Kit, która jest czymś bez wątpienia ciekawym.
Czerwień na ustach to coś co lubię najbardziej i coś co najczęściej wybieram nawet na co dzień. Dlatego też pomyślałam, że co jakiś czas będę opisywała Wam jakąś czerwoną pomadkę, a że mam ich dość sporo to na pewno poznacie kilka ciekawych typów. Dziś chciałabym opisać jedną z piękniejszych czerwieni jakie posiadam w swojej kolekcji za którą szaleje i mam nadzieję, że Wy też oszalejecie. ;) Poznajcie niesamowitą czerwień MAC Cosmetics, Feels So Grand.
Jak wiadomo, że 9 kwietnia rusza kolejna promocja w Rossmannie.
Tym razem mamy promocję -55% na trzy różne produkty do makijażu i promocja ta będzie obowiązywała TYLKO członków klubu Rossmann. Ciekawe, bo dotychczas każdy mógł skorzystać z tej promocji a teraz trzeba mieć ze sobą aplikację klubu by dostać kosmetyki z rabatem. Osobiście, nie nastawiam się na jakieś szaleństwo, ale mam dla Was pięć produktów godnych polecenia, a ta właśnie promocja jest świetną okazją do wypróbowania nowych rzeczy.
|
Źródło: SKARB; Rossmann str.2 |
Dzień dobry! Mamy Wielkanoc! Z tego powodu postanowiłam wstrzymać się z postem kosmetycznym a przyjść do Was i porozmawiać troszkę o Świętach Wielkanocnych. Powiem Wam szczerze, że od jakiegoś czasu zauważyłam, że mimo tego iż Wielkanoc jest ważniejsza od Bożego Narodzenia to jednak ludzie bardziej wczuwają się w grudniowe Święta. Dlatego chciałabym dziś troszkę o tym pomówić i posłuchać Waszego zdania.
Ach, co to był za miesiąc! Nie dość, że masa rzeczy na głowie to jeszcze pogoda szalała. Jak to mówią 'w marcu jak w garncu', czyli wszystko naraz. Choć marzec był miesiącem intensywnym to chwila, w której robiłam makijaż była dla mnie relaksem i dzięki temu mogłam poznać nowe produkty oraz odkopać stare i używać z czystą przyjemnością. A, że zbliża się koniec miesiąca to przyszedł czas by opowiedzieć Wam o trzech produktach, które skradły moje serce.
Zgodnie z ankietą przeprowadzoną na Instagramie opowiem Wam o rozświetlaczu, który czaruje nie tylko efektem na skórze ale także wyglądem. To, że jestem uzależniona od fotografowania go to jest już wiadome lecz równie bardzo uzależniona jestem od stosowania go na skórę. Tym razem Sephora trafiła w gust prawdziwych srok lubiących nie tylko mocny glow, ale i ładny produkt. Taki jest właśnie najnowszy rozświetlacz, a właściwie puder rozświetlający, który zawładnął moim sercem.
Wczoraj przywitaliśmy pierwszy dzień Wiosny, ale niestety nie widać jeszcze tej pory roku za oknem. A jako, że jej nie widać to trzeba ją sobie jakoś przywołać. A jak to zrobić najlepiej? Odpowiedź jest jedna - ulubionymi perfumami na wiosnę. W moim przypadku to zdecydowanie Michael Kors i jego zapach Wonderlust. Oj tak! Z nimi wiosna przychodzi na zawołanie i dlatego dziś chcę Wam nieco więcej opowiedzieć o tym zapachu.
Przygotowując ten wpis zdałam sobie sprawę, że to właściwie pierwszy taki wpis w którym przedstawiam nowości kosmetyczne. A że nazbierało się ich ostatnio dość sporo to pomyślałam, że prócz pokazania ich na Instagramie pokażę Wam je tutaj i opowiem o nic nieco więcej. Sama się dziwię, że tyle nowości wpadło w moje ręce, bo teoretycznie mam bana na zakupy :D Chyba coś poszło nie tak, ale dzięki temu mam o czym do Was pogadać.
Wy wiecie, że testowanie pomadek to dla mnie najprzyjemniejsze zajęcie ever.
A robi się jeszcze przyjemniejsze kiedy testowana pomadka jest nowością na rynku i już zdążyła wywołać wokół siebie niezły szum. Założę się, że wiecie o czym mowa - a mowa tutaj o niczym innym jak o nowości marki Maybelline. Super Stay Matte Ink to nowość, która jeszcze nie jest dostępna w Polsce stacjonarnie, ale już dziś wiem, że jak wejdzie to będzie wiecznie wykupiona. Zapytacie mnie:
DLACZEGO?! Odpowiedź znajdziecie już za chwilę.. ;)
Dobry produkt nawilżający pod makijaż po podstawa, a że ostatnio szukałam i używałam wielu produktów to dopiero teraz jestem w stanie z ręką na sercu powiedzieć Wam, że znalazłam coś naprawdę fajnego. Zachęcona wieloma recenzjami na temat tego produktu postanowiłam go w końcu kupić i wypróbować i koniec końców się nie zawiodłam. Używam tego produktu dzień w dzień od miesiąca dlatego też przyszedł czas aby powiedzieć Wam nieco więcej na temat koncentratu nawilżającego marki Clinique.
Ostatnio zapytałam Was czy chciałybyście wpis odnośnie mojej ulubionej biżuterii i większość z Was wyraziła chęć także dziś pogadamy sobie właśnie o biżu. Co jak co, ale ja w temacie biżuterii jestem prawdziwą minimalistką, jak już się do czegoś przywiążę to noszę non stop i nie mam potrzeby kupowania czegoś nowego. Tak po prostu mam i dziś zaprezentuję Wam moją ukochaną biżuterię, którą zakładam dzień w dzień, no prawie.
Lubię, gdy pędzle są wielozadaniowe, bo sprawiają, że cały proces robienia makijażu przebiega szybciej i sprawniej. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie lubię rozkoszować się procesem tworzenia makijażu, ale zdarza się tak, że nie mam za rana za wiele czasu i wtedy sięgam po coś co zagwarantuje mi maksimum efektu przy minimum wysiłku. I taki właśnie jest pędzel marki Sigma, którego pokochałam od pierwszego użycia.