Niech ktoś mi wyjaśni dlaczego letnie miesiące mijają sto razy szybciej. Jak co roku jestem tym niepocieszona i końcem sierpnia robi mi się po prostu smutno, że mój ulubiony czas w całym roku dobiega końca. Ale nie ma tego złego, bo w tym roku ten czas był magiczny a przede mną jeszcze wyjazd do Londynu także nie ma co marudzić. Zanim cokolwiek powiem Wam więcej o moim wyjeździe to dziś powiem Wam o ulubieńcach miesiąca sierpnia. Miesiąca, który zwiastuje koniec wakacji a początek czegoś nowego.
Życie okularnicy wcale nie musi być nudne i wkurzające ze względu na obowiązek noszenia okularów. A mówię tak, ponieważ nieraz spotkałam się z tym, że ludzie narzekają na to, że muszą je nosić i że wcale im się to nie podoba. Z drugiej zaś strony napotkałam na swojej drodze osoby, które namawiały mnie do noszenia soczewek twierdząc, że jest to wygodniejsze i lepsze. Powiem tak - dla każdego coś dobrego, a ja kocham okulary, bo pozwalają mi na bawienie się modą. I dlatego dziś przygotowałam dla Was wpis o tym jak kształt oprawek zmienia wygląd i jak świetnie uzupełnia stylizacje.
Mgiełki do twarzy to temat, który uwielbiam i chętnie sięgam po różne produkty tego typu. Przez moje dłonie przewinęła się już mgiełka z Golden Rose, Inglota i Makeup Revolution. Jak widać każdy z tych produktów mieścił się w granicach 40zł co, moim zdaniem, jest przystępną ceną jak na tego typu produkt. Jednakże od jakiegoś czasu po mojej głowie chodziła słynna mgiełka z MAC, taaaak, mowa tutaj o Fix+, który jest Świętym Graalem wielu z Was. A czy moim? Sprawdźcie same!
Ostrzegam, dziś będę marudzić i to tak dość poważnie, dlatego też jeśli nie masz ochoty na publicznie wylaną żółć to proponuję przejść do starych wpisów albo po prostu wyjść. No to tak słowem wstępu żebyście wiedziały, że dziś porozmawiamy o życiu. Od dawna chodził mi po głowie ten wpis, ale dopiero dziś postanowiłam go opublikować. Mianowicie, od dłuższego czasu obserwuje społeczność na Instagramie czy Facebooku i muszę przyznać, że już nie potrafię być spokojna dlatego chciałabym wtrącić swoje pięć groszy w temacie komentarzy, obserwacji i tym podobnym rzeczom.
Powracam do Was z serią wpisów #akcjapielęgnacja, bo ostatnimi czasy jakoś tak ich miało. Gdzieś tam pojawiały się produkty do pielęgnacji, ale jednak stwierdziłam, że lubię o nich mówić przy okazji tej właśnie serii. Jak wiecie, moim ulubionym kremem na dzień była wersja travel kremu marki Clinique. J
ednakże, gdy za oknem zaczęły szaleć afrykańskie upały (absolutnie nie narzekam, wręcz chcę więcej) to moja skóra potrzebowała czegoś więcej w ciągu dnia. Pierwszy raz widziałam jak bardzo moja skóra prosi o coś mocniejszego na dzień, a najbardziej było to widać po
czole, które totalnie wysuszyło się na wiór. I to właśnie skłoniło mnie do sięgnięcia po krem marki
MIYA Cosmetics, myWONDERBALM w wersji różowej I love me.
Kiedy na Instagramie wybił okrągły tysiąc niesamowicie się ucieszyłam i postanowiłam Wam za to podziękować w formie rozdania. Możecie spytać: ''Po co ten wpis?'' A po to by pokazać Wam z bliska nagrodę, którą możecie wygrać właśnie na Instagramie. Wybierając kosmetyki dla Was chciałam by były to dobrze mi znane, bardzo lubiane, ale też nie wszędzie dostępne produkty. Wybór padł na kilka kosmetyków ze sklepu Kontigo i marek, które dostępne są tylko tam.
Gdyby każdy kosmetyk sprawdzał się u każdego to byłoby zbyt pięknie. Niestety, zdarza się tak, że coś co u jednego jest hitem u drugiego może okazać się kompletną klapą. Osobiście staram się sprawdzać co kupuje, ale nawet po przeczytaniu tysiąca recenzji coś może pójść nie tak. Co prawda, nieczęsto natrafiam na słabe kosmetyki, ale jak już trafię to chciałabym się z Wami tym podzielić. Pamiętajcie jednak, że coś co się nie sprawdziło u mnie to nie znaczy, że jest złe. Po prostu myśmy się nie polubili i chciałabym powiedzieć dlaczego.
Nie często pojawiają się u mnie wpisy paznokciowe, ale ostatnio poczułam potrzebę pokombinowania ze zdobieniami. Tak sobie pomyślałam, że skoro lubię robić hybrydy i robię je sobie już dość długi czas to nadszedł ten moment, aby poszerzyć swoje umiejętności i pobawić się kolorami. I z tej zabawy powstał manicure idealny, rodem z Instagrama.
Lipiec był dla mnie miesiącem odpoczynku, ale i pracy. Odpocząć, odpoczęłam od uczelni, od tego całego szumu wokół niej, no i od nauki rzecz jasna. Jeżeli zaś chodzi o pracę, to pracowałam nad ulepszeniem samej siebie, swoich umiejętności związanych z fotografią i blogowaniem. Uczę się nowych rzeczy, nowych technik i mam nadzieję, że choć troszkę to widać. Lipiec zleciał w tempie ekspresowym, to fakt, ale pierwszy raz od dłuższego czasu nie miałam problemów z wytypowaniem ulubieńców.